Gosport i Portsmouth.

Dziś trochę będzie na temat podróżowania z dzieckiem... Już planując ciąże, usłyszeliśmy z mężem, że gdy pojawia się na świecie dziecko to podróżowanie staje się trudne, męczące i mało wykonalne. Z grzeczności to wysłuchałam, ale nie byłabym sobą, gdybym tego w domu mężowi nie skomentowała ;) Ja uważam, że jeśli się chce to można (wszystko!). Nie wyobrażałam sobie życia bez podróży, czy to jednodniowych wycieczek, czy dłuższych wypadów.
Na początku faktycznie, wiele może przerażać (zależy to też pewnie od temperamentu dziecka). Jest jednak wiele blogów ludzi, którzy podróżują, że jest gdzie czerpać inspiracje i nie ma co skreślać podróży na następne kilka-kilkanaście lat.
Dla mnie największą przyjemnością jest pokazywać małej A. jaki piękny jest świat dookoła!
Lubię wykorzystywać każdą okazję do podróży, dlatego zabrałam moje dziecię do Portsmouth, gdy tata pracował tam na wyjeździe. Owszem przerażało mnie jak to będzie... jednak dałyśmy rade. Do tego udało się nam zwiedzić dwa miasta: Gosport i Portsmouth.
Satysfakcja gwarantowana ;-)

Widok na Portsmouth z Gosport.
Gdy udało nam się dotrzeć do nadbrzeża od razu nabrałam ochoty przeprawić się z Gosport do Portsmouth. Prom pływa co kilkanaście minut, kosztował niewiele. Szybko w głowie obliczyłam ile mamy czasu i ruszyłyśmy podbijać drugie miasto ;) Gdy czekałyśmy na prom, zaczepiła nas starsza Pani i wspomniała, że wieże można zwiedzać i nie było już odwrotu :-)

Spinnaker Tower - wieża widokowa o wysokości 170 metrów. Na górze znajduje się potrójny taras widokowy, zapewniający panoramiczny widok na miasto Portsmouth i okoliczne porty. Najwyższa z trzech platform obserwacyjnych ma tylko dach z siatki (niestety nie udało się nam tam wejść, bo trzeba pokonać schody - a samotnie z wózkiem było to niewykonalne). Jednak na dolnym tarasie znajduje się szklana podłoga, z której mamy widok w dół z 100 metrów nad poziomem morza i panoramiczne okna, więc widoków nie zabrakło.
Po tej atrakcji ruszyłyśmy szukać plaży :-)
Trochę zniechęciły mnie kamieniste plaże i trudne wejście z wózkiem, a że dziecko zasnęło to ruszyłyśmy w dalszy spacer.
Royal Garrison Church
Po całym dniu na świeżym powietrzu (od 7 rano do godziny 17.), w upale, gdy w końcu dotarłyśmy do samochodu przyjemnie było usiąść i pojechać do domu. Nie byłam w stanie zliczyć ile kilometrów przeszłam tego dnia, ale co zobaczyłyśmy to nasze! Nie było wielkiej tragedii z dzieckiem, trochę pospała, obserwowała otaczający ją inny świat. Ja czułam wielką satysfakcje, że się zdecydowałam i że nasz dzień spędziłyśmy trochę inaczej.  
Jedyne czego żałowałam, to braku możliwości pokazania Mężowi tego fajnego miasta! :-) 



Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2014 Incessant Journey , Blogger