East Bay by accident!

Po czasach gdy slonce gorowalo na niebie, doswiadczam majowego deszczu w Kalifornii. Pogody takiej tutaj jeszcze nie bylo - nie mowie o porze zimowej. Aczkolwiek udalo mi sie trafic na najzimniejszy maj wszechczasow, a bynajmniej czasow kalifornijskich moich hostow ;)

Zatem tesknym wzrokiem lapie aparatem kazda sloneczna chwile jaka jest mi dana doswiadczyc, teskniac jeszcze bardziej do basenu.

Z racji mojego comiesiecznego obowiazkowego spotkania, ktore odbywalo sie godzine drogi ode mnie. Pojechalam sama... dzieki czemu udalam sie do sklepu, ktory sledze internetowo i katalogowo od dluzszego czasu. Byl to dobry powod by wybrc sie  podroz ;)

W sklepie  upolowalam oto ta koszulke, z mojej listy must-have[-right-now!] :
czasami objawiam sie jako szalona zakupowiczka ;) ale nie poradze

Kocham Żyrafy!! ;)

Dzieki wyprawie do sklepu, objechalam East Bay dookola, robiac zaledwie 220 mil! ;)

Na lunch - przez przypadek - zatrzymalam sie w Black Diamond Mines Regional Preserve w Antioch, gdzie zanim zasiadlam do posilku zostalam zmuszona zaplacic 5 dolarow wjazdowego - tam zachecona udalam sie na krotki hiking, ah jakie to szczescie, ze mialam moje addidasy, wiec nie wygladalam totalnie jak Pani Miastowa ;)

Wypad okazal sie na tyle dobry, ze udalo mi sie zrobic dobre zdjecia [ o dziwo! ] ;)

Zaczelo sie od tego, ze ciekawily mnie te mijane pagorki.. a ta droga wrecz krzyczala do mnie, zebym sie w nia zaglebic...

Znalazlam pierwszy ciekawy obiekt, wiec nie bylo odwrotu...

... wyciagnelam aparat... i juz bylo po mnie ;)


Przy budce oplat juz bylam prawie gotowa zawrocic... aczkolwiek jak zobaczylam jak mi wiewiora przebiega przed samochodem, wygrzebalam z drobnych te 5 dolarow wjazdowego ;)

 Wskoczylam w obuwie sportowe i przeszlam sie kawaleczek... hiking rowniez wciaga...choc nie bylo tam nic szczegolnego, fajnie bylo pochodzic po gorkach, cieszyc sie cisza i zielenia dookola.




Jako, ze pogoda nie dopisuje w deszczu zjadlam moje Sushi i trzeba bylo ruszyc dalej...

Teraz oto specjalnie dla Ani :

zatrzymalam sie na kawe w Twoim Alamo... niestety czas mnie gonil - nieszczesne spotkanie AP :( - i z niespodzianki wyszlo jedno zdjecie. Ale powiem Ci, ze wyglada to dobrze ;) male miasteczko co prawda, ale w koncu blisko do San Francisco ;)

O drodze powrotnej i walka z wiatrakami w nastepnym poscie ;)

1 komentarz:

Ania pisze...

Te wzgórza są piękne! Wyglądają tak nierealnie, bajecznie. Cudo. I dziękuję za pierwsze zdjęcie Alamo :D A kawa chociaż dobra? :P

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Copyright © 2014 Incessant Journey , Blogger