Szczęśliwy dzień dzisiaj. Dostałam wizę, Ewelinka też !
Zatem droga do USA otwarta!
Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek ;) Ja chyba nie potrafię inaczej...od wczoraj miałam wrażenie, że czegoś zapomnę... i niestety, albo tylko na szczęście zapomniałam telefonu. - rozpacz była... bo przecież na spotkanie z innymi koleżankami AuPair byłam umówiona.. - Na szczęście zmusiłam mamuśkę do rozbrojenia mojego telefonu.. i uzyskałam numer do Eweliny, nie obyło się od małego krzykania, bo ja zawsze czegoś zapominam :( (wszystko przez to poranne wstawanie ;)! Ewelinkę zobaczyłam jak stała pierwsza w kolejce, ja się musiałam dopchać na koniec. Boże co za dezorganizacja, wrr. Istne szaleństwo. Akcja na dworze, sprawdzenie wniosku.. i oczywiście okazało się, że się nie podpisałam i nie miałam numeru do szkoły [ ufff. całe szczęście, że jest w legitce studenckiej ;) ]. Jak już wszystko poprawiłam, jakiś Pan doczepił mi moim zszywaczem zdjęcie [ tak, zabrałam do ambasady zszywacz! :D ] okazało się, że zdjęcie jest ZŁE. Super. Ale Pan Foto-Expres za opłatą udzielił mi zdjęcia i nawet sam przykleił... Zatem ponownie dopchałam się do kolejki, otrzymałam numerek 82 i stanęłam z tłumem przed wielkimi drzwiami Konsulatu. Przez mikrofon, Pan oznajmiający, które numerki są w kolejce, udało mi się załapać jako przedostatniej... przeszłam bezdźwięcznie przez bramkę i stanęłam w kolejnym tłumie... Wyczytana zostałam jako jedna z ostatnich... po odciskach łapek i oddaniu pozostałych dokumentów, zostałam wysłana do poczekalni. A tam oczywiście kolejne tłumy, w porywach do numerka 38! Po 5 min, Pani z poprzedniego okienka mnie woła - pot na skroniach - i daje mi broszurkę o moich prawach jako pracownika w Stanach [ poważnie to trochę brzmi ;) ]. Zakazano mi się zaznajomić z tym tekstem, przed rozmową z Wysłannikiem Pana Konsula. Także też uczyniłam, przeczytałam, w międzyczasie wyskoczyły trzy nie moje numerki. Zrozpaczona, że będę tam siedziała do samego końca... wnet wskoczył 82 numerek [ móóój! ] i podeszłam do Pana w okienku numer 2. Pan był Amerykańczkiem... i rozmowa od razu po angielsku.. zapytał po co jadę, zapytał co studiuję, zapytał o rodzinkę z CA i o liczbę dzieci, oraz na dodatek co lubię w pracy z dziećmi. Pozakreślał wszystko w kółeczka - równomiernie z moimi odpowiedziami - i na finał, oddając mi świstek DHLa powiedział, że jego córka też lubi pracę z dziećmi i życzył miłego dnia ! no to BYE i poooleciałam.
Przed Konsulatem czekał Wierny Tatuś i 3 forumowiczki: Ewelinka, Joasia i Sabinka! :)
Udałyśmy się na kawę, Tatuś zrezygnował i wybył na Kraków... Było milutko, tylko krótko. Nie miałam serca zostawiać Tatkę na pastwę samotnego wędrowania po krakowskim ryku... na koniec spotkania zostałyśmy uwiecznione na pamiątkowym zdjęciu ! i teraz obowiązek spotkania się za wielką wodą. A możliwe, że również na pokładzie samolotu [ Aśś jakżeby mi się to marzyło! ] : ))